blisko 100 stron do przeczytania, szaleństwo konkursowe i efekt, który przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania!

Zwycięskie opowiadanie Oliwii z INSTAGRAMA! Konkurs „Gwałtowne pasje” rozwiązany!

Różowy zegarek stojący na szafce nocnej zadzwonił punktualnie o piątej. Irytujące piszczące dźwięki rozległy się po pogrążonej w mroku sypialni. Przez chwilę zdawałoby się, że pokój jest pusty, że nikogo nie obchodził ten jakże działający na nerwy alarm, jednak po trzech sekundach ciemność zadrżała, a niewyraźna sylwetka przekręciła się w łóżku, by sięgnąć do przedmiotu.
— Nie dziwię się już, że byłeś taki tani — z ust kobiety wydobył się jęk. Pokręciła chwilę przy zegarku, by wyłączyć alarm. Udało jej się, jednak dźwięk wrył się w jej głowę i zdawał się chcieć rozerwać czaszkę kobiety od zewnątrz. Miała ochotę z powrotem rzucić się na łóżko, zakryć uszy poduszką i już nigdy się nie obudzić. Ale wiedziała, że jej życie takie nie było, wstała więc i zapaliła w pokoju światło, które, jak się jej wtedy zdawało, miało za zadanie wypalić jej oczy.
Pokój nie był duży, ale czego można wymagać od wynajmowanego na czarno mieszkania za pół darmo. Dzięki pracy w obskurnej knajpie w centrum kobiecie udało się zarobić na szarą farbę, którą, trzeba przyznać, że dość nieporadnie, pomalowała ściany w całym domu. Nie była ona najlepszej jakości, efekt również nie zachwycał, ale przynajmniej udało jej się zasłonić tłuste plamy oraz czerwone przebarwienia, które, jak podejrzewała, były pozostałościami po krwi.
Światło ujawniło sylwetkę kobiety – jej zaokrąglone ciało, poznaczoną siniakami skórę, sięgające piersi rude włosy i nietęgą minę. Uniosła dłoń do skroni, obgryzione paznokcie pomalowane na niebiesko odznaczały się na jej jasnej skórze. Poprzedniego dnia zabalowała, nie myśląc o konsekwencjach. Teraz walczyła z kacem.
To zapewne z powodu tegoż kaca nie zorientowała się, że ktoś siedzi na krześle w korytarzu, na który miała przecież dobry wgląd przez otwarte na oścież drzwi. Ów ktoś nie zamierzał chyba zbyt szybko uświadomić rudowłosej o swojej obecności - obserwował z wyraźnym rozbawieniem, jak przebierała się w pośpiechu w długa do połowy łydek szarą spódnicę oraz białą koszulę (tę akurat musiała zapinać drugi raz, gdy zauważyła, że uprzednio zrobiła to krzywo). Obserwujący nie odwrócił wzroku ani na moment, a gdy kobieta wreszcie ukazała, siłą rzeczy, większy kawałek skóry, od razu zresztą zakryty, przygryzł jedynie wargę w zamyśleniu.
I przybysz nie odezwał się, dopóki rudowłosa sama go nie zobaczyła, przy czym wydała z siebie pisk, ironicznie podobny do dźwięków budzika, który wcześniej wyłączyła i zwyzywała. Zaraz zasłoniła zdradliwe usta dłonią. Jakby za sprawą magii, momentalnie zapomniała o bólu głowy i suchym gardle. Miała ważniejsze problemy na głowie. 
— Zabawne. Wyglądasz na przerażoną, Becky — siedząca na krześle postać wydobyła z siebie głos. Była to szczupła kobieta o ciemnych jak noc włosach i azjatyckich rysach twarzy. Na pierwszy rzut oka widać było, że pochodziła stąd. Wychowała się na ulicach tego miasta. Nie to, co Rebecca, która teraz stała w drzwiach, za wszelką cenę starając się nie wyglądać na wystraszoną. Rebecca pochodziła z Nowego Jorku i przyjechała do Miasta Grzechu na wakacje. Pech chciał, że nie mogła się już stąd wydostać. A teraz Chinka wypowiadała jej imię z największą pogardą, jakby chciała wypluć je i zdeptać. I miała rację. Becky była przerażona. — Zapomniało ci się o nas, co?
— Nie, ja... — nie była w stanie dokończyć, oczy kobiety wbijały się w nią, jak gwóźdź w miękkie drewno. Siła spojrzenia ciemnych tęczówek była zdecydowanie większa, niż tych szarych, które należały do Becky.
— Masz czas do jutra na spłacenie długu, złociutka. Postaraj się dostarczyć wszystko na czas. Inaczej może być ci trochę ciężko... — Kobieta wstała z krzesła i wtedy Rebecca poczuła się już podwójnie onieśmielona (jak i nie potrójnie), zauważywszy, jak druga górowała nad nią wzrostem. Ciemnowłosa podeszła do niej z aroganckim uśmiechem, złapała dość mocno za podbródek i uniosła w kierunku własnej twarzy. Mrugnęła jeszcze tylko ironicznie, po czym wyszła.
Założeniem knajpy Od czapy było wprawianie klientów w dobry humor przy użyciu żartów i dobrego jedzenia. Tak się składa, że brakowało tam zarówno samej klienteli, jak i godnego aprobaty posiłku. Aż cud, że biznes jeszcze nie splajtował - zapewne były temu winne szemrane interesy, w jakie wplątywał się właściciel. Normalnie Rebecca umierałaby z nudów już po pięciu minutach i zrobiłaby wszystko, żeby wyrwać się z pracy. Tym jednak razem jej umysł zaprzątały niebezpieczne myśli.
Po pierwsze, jakim cudem miałaby skołować taką sumę w tak krótkim czasie? Co prawda, kobieta, która wtargnęła z rana do jej mieszkania, nie podała żadnej sumy, ale Becky doskonale wiedziała, ile była winna jej szefowi. Kwota odbijała się echem w jej głowie, słyszała tam o wiele więcej zer, niż byłaby w stanie załatwić bez popadania w kolejne tarapaty. Przez jej głowę przemknęła myśl, czy nie byłoby może lepiej jednak odejść już z tego świata. Rodzina pewnie i tak dawno już o niej zapomniała... Ostatni list otrzymała od siostry pół roku temu.
Po drugie, czy nie mogłaby opuścić kraju? Wizja ucieczki kusiła ją niemiłosiernie, jednak jak miałaby się na to zdobyć, skoro wszystkie lotniska i wyjazdy z miasta były oblegane przez mafiozów? Nikt nie opuści Miasta Grzechu bez powodu, zwłaszcza jeśli jest winien komuś pieniądze. Już prędzej sczeźnie w zgniłej ziemi, na której wzniesiony był Szanghaj.
Niewiele brakowało, a krzyknęłaby, zaskoczona, gdy klient pojawił się w zasięgu jej wzroku. Nie spodziewała się nikogo, zwłaszcza w sezonie jesiennym, kiedy wszyscy raczej spieszyli się do swoich spraw, pragnąc uciec przed mrozem, niż włóczyli się po pustych knajpach. Przybysz poprosił o drinka, rzucając monety na stół. Rebecca zebrała pieniądze, wydała resztę i zabrała się za krojenie cytryny. Jej wzrok nie opuszczał ostrego jak brzytwa poręcznego noża.
Kasyno było przepełnione ludźmi najróżniejszej klasy społecznej i wieku, więc Becky szybko zgubiła się w tłumie. Liczyła karty jak tylko umiała, zmieniała miejsca i obierała różne taktyki, jednak nie mogła nic poradzić na to, że była beztalenciem w tej dziedzinie. Gdy była już na minusie z zarobkiem, pogodziła się z tym, że następnego dnia umrze. Postanowiła więc wykorzystać pozostałe jej czas i pieniądze w użyteczny sposób - powędrowała w stronę baru.
Kieliszek za kieliszkiem i po godzinie była już tak pijana, że w drodze do domu śmiała się na cały głos do całego świata, ledwo trzymając się na nogach. Mijani przez rudowłosą ludzie patrzyli się na nią jak na idiotkę, a ona im na to pozwalała. Co miała do stracenia? Zupełnie nic. Już następnego dnia jej dusza miała opuścić ciało i podążyć w mroczne czeluści piekieł. A ona nie mogła w żaden sposób temu zaradzić. Na tę myśl zaśmiała się jeszcze głośniej. Jakaś matka na jej widok pociągnęła za sobą swoje krnąbrne dziecko. Została zupełnie sama.
Dopóki cień nie przebiegł po ulicy, zgarniając ze sobą rudowłosą w ciemną alejkę. Nie próbowała się wyrywać. Wiedziała, że tak kończą głupie Amerykanki przekonane, że zawojują świat. Nic bardziej mylnego. Miasto Grzechu wszystko potrafi pogrążyć w bezbrzeżnej ciemności.
Została brutalnie przyparta do ściany przez kobietę, którą wcześniej zastała we własnym mieszkaniu. Jęknęła cicho z bólu, gdy jej kości poczuły moc uderzenia. Osunęłaby się bezwładnie, gdyby nie pewne ręce nieznajomej. Ciemnowłosa zachichotała, widząc zamglone oczy Rebecci i przejechała kciukiem po jej wardze.
— Zdajesz sobie sprawę, złotko, że tak trochę po tobie? — Becky resztkami przytomności poczuła, jak coś zimnego wbija jej się w brzuch. Przez zetknięcie ze stalą po ciele dziewczyny przebiegły dreszcze. Czyli nie musiała nawet czekać do kolejnego dnia. Nieświadomie jej dłoń zaczęła sunąć w dół uda.
— Czekałam na tę chwilę — odparła hardo, z łatwością kłamiąc. Pod wpływem alkoholu słowa przychodziły jej jakoś szybciej. Nie było tego momentu zawahania, którego doświadczyła rano. A może po prostu teraz była gotowa na swój los. 
— Zamknij oczy, skarbie — szepnęła azjatka. Rebecca posłuchała jej rady, zacisnęła powieki. Lecz tego, co się potem wydarzyło, nie przewidział nikt, w żadnym scenariuszu.
Becky śmiała się i śmiała, w miarę jak coraz więcej krwi opuszczało jej organizm. Umierała i była tego najbardziej pewna we wszechświecie, humor jednak poprawiał jej, prócz alkoholu, fakt, że nie była pierwszą, która odeszła. Kula wsunęła się w jej ciało sekundy po tym, gdy sięgnęła do noża zabranego z pracy, do tej pory przymocowanego do jej nogi, i wbiła go w brzuch ciemnowłosej, jak najbliżej serca. 
Huki, krzyki i alarmy rozbrzmiewały wokół niej, jak zresztą każdego dnia w Mieście Grzechu, jednak ona nie zwracała już na to uwagi. Zmysły przestały odpowiadać na nieważne dla niej bodźce. Jedyne co jej pozostało, to wpatrywanie się w martwe ciało azjatki ze świadomością, że zaraz podzieli jego los. Oraz śmianie się. Tak, przynajmniej na łożu śmierci dowiedziała się, jak bardzo lubi się śmiać.

Oliwia Bundyra